5 maja 2014

Zdecydowanie powinnam się ubiegać o tytuł matki roku, ponieważ wyprawiłam M-ce niezapomniane, magiczne wręcz przyjęcie urodzinowe.
W tym roku, po raz pierwszy, bez spinki, że coś komuś muszę udowodnić zrobiłam wszystko na luzie, a M-ka mi dzielnie pomagała i dlatego pewnie w kuchni nie było żadnych gastronomicznych niespodzianek ani katastrof, więc uznałam siebie za mistrzynię cukiernictwa. Dumnie wniosłam więc tort z zapalonymi świeczkami. Postawiłam go przed M-ką, a Ona mocno nabrała powietrza w płuca, pomyślała życzenie i zaczęła dmuchać. Świeczki zgasły jedna po drugiej, a potem znów się zapaliły.
Katie: Jeszcze raz M-ko! Mocno!
M-ka dmucha, świeczki gasną, rozlegają się brawa, świeczki się zapalają. M-ka nabiera powietrza w płuca i dmucha, a ja już wiem, że coś jest nie tak, bo świeczki gasną, rozlegają się brawa (trochę cichsze), świeczki się znów zapalają.
M-ka: Mamo! Te świeczki nie gasną! Dlaczego?
Ponieważ ja już WIEM dlaczego, odpowiadam:
Katie: Bo to są takie specjalne, magiczne świeczki. One bardzo dużo życzeń spełniają, dlatego nie gasną, abyś mogła jeszcze klika życzeń pomyśleć.
I jednocześnie staję za M-ką i wraz z nią staram się zdmuchnąć wszystkie świeczki, w odpowiednim momencie łapię za tort i biegnę z nim do kuchni, gdzie świeczki znów się zapalają.

Tak, zamiast zwykłych, normalnych świeczek urodzinowych nabyłam tzw. świeczki niegasnące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz